Małgorzata Rejmer, „Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii”, Czarne, Wołowiec 2018.
Kto?: Mieszkająca w Tiranie Małgorzata Rejmer urodziła się w 1985 roku. Jest pisarką, dziennikarką, absolwentką kulturoznawstwa. Autorka kilku książek. Za wydaną w 2013 roku książkę „Bukareszt. Kurz i krew” otrzymała między innymi Nagrodę „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej oraz Gryfię, a także nominację do Paszportu „Polityki” oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike. „Błoto słodsze niż miód” otrzymało Paszport „Polityki” za rok 2018. Jej teksty publikowane były w „Dużym Formacie”, „Gazecie wyborczej”, a także w „Polityce”.
Co?: To opowieść o Albanii za czasów rządów Envera Hoxhy. Trudny czas. Czas terroru, inwigilacji, strachu, ciągłego niedoboru i kompletnego odcięcia od świata. Reżim dręczył, torturował, a często także pozbawiał życia wielu ludzi. Wszechogarniający strach, poczucie osamotnienia i absolutnego zniewolenia- tego doświadczali wówczas ci, którym z Albanii nie udało się uciec. System łamał ludzi, zrywał relacje, weryfikował przyjaźnie i niszczył rodziny. Autorka zabrała w jednym miejscu relacje bardzo wielu świadków tych krwawych wydarzeń. Ładnie uzasadniono przyznanie jej Paszportu „Polityki”: „za umiejętność słuchanie ludzi niewysłuchanych”. Całość tworzy wstrząsający obraz. Bardzo dobra i bardzo mocna rzecz.
Dla kogo?: Dla fanów literatury faktu, ale także dla miłośników książek historycznych i dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć czego o Albanii, dla tych zainteresowanych polityką, a nade wszystko dla tych, którzy chcą poszerzać swoje horyzonty i dla miłośników dobrej literatury.
Plusy i minusy: Sama plusy. Brawa za pomysł, by pokazać nie tylko Albanię, ale także oblicze totalitarnych rządów i nadanie temu obrazowi ludzkiej twarzy.
Ocena: 5+/6
Cytaty:
„(…) Ale w systemie totalitarnym nikt nie ma prawa mówić prawdy. Nikogo nie chronią jakiekolwiek zasługi. Ten system żywił się krwią Albańczyków, był potworem głodnym krwi, dlatego nieustannie polował na ludzi. A ponieważ z roku na rok był coraz słabszy, potrzebował tej krwi coraz więcej i więcej i wysysał ją z coraz młodszych. Starsi, którzy przeciwstawili się reżimowi na samym początku, od razu zostali rozstrzelani albo po prostu zniknęli.
Jaką krzywdę mogłem wyrządzić systemowi ja, dziewiętnastolatek, który usłyszał, że jego krewni chcą uciec? System chciał krwi, by przetrwać, potrzebował naszego strachu.
(…)
Dopiero po kilku dniach śledczy zorientowali się, że byłem w drużynie odpowiedzialnej za wywieszenie flagi, i wtedy wybuchła ich furia. Kiedy mdlałem, cucili mnie wodą, ale wtedy ból ożywał na nowo i znowu mdlałem. Dlatego niewiele pamiętam. Nie miałem zegarka, w sali tortur nie było czasu. Dopiero później uświadomiłem sobie, że pierwszego dnia katowali mnie przez osiem godzin. Przed północą nie byłem już w stanie chodzić, ani mówić. Dwóch policjantów powlekło moje ciało do celi.
Przesłuchujących było czterech: przychodzili, bili, krzyczeli, a potem wychodzili do następnego pokoju, by torturować innych. Zewsząd dochodziły krzyki, niosły się po korytarzu, wydostawały przez zamknięte okna”. Tamże, s.166-167.
„Nigdy nie widziałem, żeby albańscy mężczyźni byli choć w połowie tak silni jak albańskie kobiety. Bo kobiety cierpiały podwójnie: jako robotnice przy fabrycznej taśmie i jako służące w domu, jako matki, żony, córki, siostry i jako przodowniczki pracy, harujące w kooperatywach, niedoceniane, nierozumiane, zasklepione w poświęceniu. Jak one dawały radę w tym nieludzkim systemie, pracując codziennie ponad siły? Wiem jedno: albańskie matki nigdy nie myślą o sobie, zawsze myślą o swoich dzieciach. Kiedy mam była już bardzo chora, spałem z nią w pokoju, żeby doglądać jej w nocy, a ponieważ było bardzo zimno, przykrywałem ją cieplejszym kocem i sam zasypiałem pod cienkim. Ale kiedy budziłem się rano, okazywało się, że pod pledem śpię ja, bo w nocy moja umierająca matka miała jeszcze tyle siły, by zamienić nasze koce. Taka była do samego końca”. Tamże, s.293-294.